Marianna i Teofil

Działka nad jeziorem

W życiu bywają takie momenty, które uświadamiają nam, że można inaczej. Inaczej przeżywać, inaczej świętować, gdzie indziej kłaść akcenty i co innego pielęgnować. I chociaż sposobów na „ten dzień” znamy tysiąc i jeden, to niektóre są nam zdecydowanie bliższe.

Kilka dni przed swoim ślubem napisała do nas Marianna, a że pisała o bosych stopach, ogniskach, sukni z firanek, akordeonach i artystach, to od razu zaczęliśmy się pakować. Nauczyliśmy się, że żadna prawdziwa przygoda nie zaczyna się od „dziękuję, zostanę w domu”, więc dwa dni później byliśmy już w drodze. I nawet nie przypuszczaliśmy, że zamiast historii o tym, jak pięknie brać ślub, wyjdzie nam opowieść o tym, jak pięknie żyć.

BOSO I W KAPELUSZU

Natura dąży do równowagi. Jeśli masz kapelusz, nie potrzebujesz już butów. Właściwie nie potrzebujesz ich, nawet jeśli nie masz nic na głowie. Nieważne, czy właśnie kąpiesz się w jeziorze, uczysz ludowych przyśpiewek czy bierzesz ślub. Wszystko jest lepsze na boso.

STO STRUN I JEDEN NIEŚMIAŁY TAMBURYN

Kiedy wszystko wokół gra, zaczynamy czuć się jak w filmie. I chociaż tematyka jest nam dobrze znana, to każda kolejna scena zaskakuje małym twistem. Aktorzy są cudowni, scenografia oryginalna. Zasłużona Złota Palma dla reżysera i Oscar za muzykę.

TEOFIL, MARIANNA I STARA ŁÓDKA

Dawniej galionami zdobiono dzioby okrętów. Po części, żeby wnieść trochę uroku do tego świata, a po części jako talizman. W północnej Polsce nie potrzeba ani okrętów, ani rzeźb. Wystarczy łódka, piękna już-żona i jezioro. A jeśli jest w tym zbyt mało magii, to reszty dopełni wirowanie przy ognisku i ludowe rytuały pod gołym niebem.